„Szczęście nieszczęście, któż to wie?”
Pewien starzec miał syna i konia. Sam
nie mógł pracować, ale syn orał pole koniem i z tego żyli.
Pewnego dnia koń im uciekł i syn nie
mógł pracować w polu. Wszyscy ludzie współczuli starcowi i mówili, że spotkało
go nieszczęście. Jednak starzec im odpowiedział „szczęście nieszczęście, któż
to wie?”
Po kilku dniach koń wrócił i
przyprowadził ze sobą trzy inne, dzikie konie. Teraz ludzie cieszyli się i
mówili, że teraz spotkało go szczęście, ale starzec odpowiedział tak samo jak
poprzednio „szczęście nieszczęście, któż to wie?”
Syn zaczął ujeżdżać konie. Z dwoma
nie miał problemu, ale trzeci zrzucił go i syn złamał sobie nogę. Ponieważ syn
nie mógł pracować w polu, wszyscy współczuli starcowi, bo uważali, że spotkało
go nieszczęście. Ale starzec niezmiennie odpowiedział: „szczęście nieszczęście,
któż to wie?”
Po kilku dniach armia w drodze na
wojnę przechodziła przez wieś i wcielała młodych chłopców. Ponieważ syn miał
złamaną nogę został oszczędzony.
Król poszedł z sekretarzem na
polowanie. Miał tylko nóż. Przy cięciu zranił się w rękę. Był przekonany, że
miał pecha, bo rana przeszkodzi mu w polowaniu. Sekretarz zamiast współczuć
królowi powiedział „szczęście nieszczęście, któż to wie?” Król się zdenerwował
i wrzucił go do studni.
Później ludożercy złapali króla. Gdy
był już w garnku podszedł kapłan i zauważył jego ranę. Ponieważ nie nadawał się
na ofiarę wypuścili go na wolność. Wrócił do sekretarza, wyciągnął go i zaczął
przepraszać, za wyrządzenie mu krzywdy. Ale sekretarz powiedział, „Krzywda nie
krzywda któż to wie? Wyobraź sobie, co by się stało, gdybym poszedł razem z
królem.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz